Zdradzę pewną tajemnicę zawodu dziennikarskiego sprzed 20 lat - działaliśmy w zmowie z policją i służbami ratunkowymi i ukrywaliśmy informacje. Dla publicznego dobra, konsekwentnie, a ten, kto się wyłamywał, padał ofiarą towarzyskiego i środowiskowego ostracyzmu. Reporterzy, wydawcy, oficerowie dyżurni, wojewódzkie ośrodki kierowania, stanowiska dowodzenia jednostek ratowniczo-gaśniczych, spisek był naprawdę szeroko zakrojony. Nie informowaliśmy o fałszywych alarmach bombowych.

(...) Kilku godzin potrzebowali chorzowscy policjanci, by ustalić i zatrzymać dwóch mężczyzn, którzy, najprawdopodobniej dla zabawy, wywołali fałszywe alarmy bombowe. Ładunki wybuchowe miały eksplodować w Chorzowie, w Pałacu Młodzieży w Katowicach oraz w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. (...) Z przekazanej informacji wynikało, że zagrożenie jest realne. Poinformowano wszystkie służby potrzebne na miejscu oraz same lokalizacje. Podjęto decyzję o ewakuowaniu 70 osób z katowickiego Pałacu Młodzieży. (...) Telefonującym okazał się 61-letni chorzowianin. Policjanci zatrzymali go w jednym z mieszkań w mieście. Kilka godzin później w ręce mundurowych wpadł także jego kolega, którego telefon został wykorzystany do fałszywego zgłoszenia. Obaj mężczyźni przebywają teraz w policyjnym areszcie. Dla jednego z zatrzymany nie jest to pierwszy „bombowy żart”. Przypomnijmy: 21 marca powiadomił on katowicki WCPR o podłożonym ładunku wybuchowym w tych samych obiektach. To kolejne w ostatnich tygodniach fałszywe zawiadomienie o podłożeniu bomby. Miesiąc temu 38-letni mieszkaniec Świętochłowic wywołał fałszywy alarm, powiadamiając o podłożeniu ładunków wybuchowych na lotnisku w Krakowie Balicach oraz na dworcu kolejowym w Olsztynie. Kilka dni temu, ten sam mężczyzna, ponownie powiadomił Wojewódzkie Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Katowicach o ładunkach na terenie Europy i USA.
Czytaj więcej: http://www.dziennikzachodni.pl/wiadomosci/chorzow/a/alarm-bombowy-w-warszawie-katowicach-i-chorzowie-wywolali-panowie-po-60tce,9789306/

Dzisiaj mamy przeszło 3500 fałszywych alarmów bombowych co roku w całej Polsce. Jednorazowo akcja ewakuacyjna i sprawdzająca to koszt minimalnie ok. 10 tys. PLN, więc dosyć łatwo można wyliczyć, że straty idą w miliony - a to tylko koszt wezwania straży pożarnej, wysłania na miejsce policji, saperów, pogotowia. Trzeba też jednak oderwać kilkadziesiąt czy nawet kilkaset osób od pracy, wstrzymywać odloty, zamykać setki sklepów w terminalach czy centrach handlowych, koszmarem są ewakuacje szpitali, kiedy trzeba przerywać operacje i wywozić na łóżkach ludzi przypiętych do aparatury i kroplówek. Faktyczne koszty alarmów mogą być więc wielokrotnie wyższe niż wskazuje zwykła statystyka.
W poniedziałek po godzinie 11 w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Oświęcimiu ogłoszono alarm bombowy. Ewakuowano wszystkich studentów oraz pracowników. (...) Chwilę po godz. 11 na miejscu pojawiła się straż pożarna oraz policjanci z psem, wyszkolonym do wykrywania materiałów wybuchowych. W sumie ewakuowanych zostało około 300 osób.
Czytaj więcej: http://www.gazetakrakowska.pl/wiadomosci/malopolska-zachodnia/a/oswiecim-ewakuacja-uczelni-po-falszywym-alarmie,9827144/

W mediach w gdzieś od 2001 zaczęło się pojawiać nowe pokolenie już chyba nie dziennikarzy, lecz pracowników mediów. Bożkiem stała się klikalność, majtki Dody, tyłek Kardaszianki, bigbrazery i Warsaw Whore, więc uraczono nas także zalewem fałszywych alarmów. Każdy młody, ambitny, po gimnazjum, mógł teraz wyprodukować notkę, która docierała do setek tysięcy odbiorców i pokazywała ludzi wyprowadzanych z basenów, szpitali, uczelni czy sądów.
W piątkowe popołudnie informację o ładunku wybuchowym przekazał kraśnickiej komendzie 59-latek z Dzierzkowic. Alarm okazał się głupim żartem, na który mężczyzna wpadł pod wpływem alkoholu. „Bomba, bomba, jest bomba” - krzyczał do słuchawki nieznany rozmówca, który zadzwonił w piątek po południu do kraśnickiej komendy. (...) Funkcjonariusze znaleźli go w mieszkaniu, po czym potwierdzili tożsamość przez wykonanie telefonu pod numer, który wyświetlił się na komendzie policji podczas zgłaszania alarmu. W momencie zatrzymania autor „żartu” był nietrzeźwy.
Czytaj więcej: http://www.kurierlubelski.pl/wiadomosci/krasnik/a/falszywy-alarm-bombowy-w-krasniku-pijany-59latek-chcial-zrobic-zart-na-primaaprilis,9819540/
Czytaj więcej: http://www.kurierlubelski.pl/wiadomosci/krasnik/a/falszywy-alarm-bombowy-w-krasniku-pijany-59latek-chcial-zrobic-zart-na-primaaprilis,9819540/
Policja i służby ratunkowe przestały być głównym źródłem wiadomości, do redakcji docierają teraz doniesienia od kierowców, przechodniów, nagrywane z samochodowych wideorejestratorów czy komórek, a chęć filtrowania tych niusów w mediach jest zerowa. Przecież jak my w Gazecie Stołecznej nie zamieścimy, to niechybnie nas uprzedzi WawaLove albo inny Onet. Musimy to mieć, Seba, dawaj!
Policja zatrzymała 38-letniego mężczyznę, który zadzwonił na numer alarmowy i powiedział, że na stacji metra Ratusz-Arsenał wybuchnie bomba. Alarm okazał się fałszywy, a pijany dowcipniś chciał rzekomo sprawdzić jak zareagują policjanci.
Nocny żart może drogo kosztować 38-letniego Krzysztofa L. Około drugiej w nocy z poniedziałku na wtorek zadzwonił na numer alarmowy 112 grożąc, że na stacji metra Ratusz-Arsenał wybuchnie bomba. Policjanci sprawdzili perony stacji, ale nie znaleźli ładunku wybuchowego, alarm okazał się fałszywy. http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34862,19870183,pijany-mezczyzna-wywolal-alarm-bombowy-chcial-sprawdzic-reakcje.html

Nigdy ta "zmowa" w przeszłości nie była szczelna, i dziś by nie była, bo przecież ewakuowani ludzie sobie robią selfie i muszą doniesienia z ewakuacji wrzucić na fejsa, insta i tłita. Ale, umówmy się, większość z nas nie przeszukuje internetu w poszukiwaniu doniesień z fejsa od anonimowych łosi z internetu (jak to elegancko ujmuje jeden mój kolega dziennikarz), tylko wchodzi rytualnie na Gazetę, Onet, Rzepę, czy co tam kto lubi. Wprowadzenie kodeksu dobrych praktyk w tych mediach, wliczając w to i telewizje, i stacje radiowe, już by ograniczyło liczbę medialnych doniesień o fałszywych alarmach, a to za sobą pociągnie... spadek ilości kolejnych zgłoszeń fałszywych alarmów.

Nie wiem, czy to nie beznadziejne, ale apeluję - weźcie się ludzie z mediów otrząśnijcie, puknijcie w zbiorowy pusty gimbusiarski łeb i przestańcie żerować na ludzkiej głupocie. Policja powinna przestać informować o trwających i zakończonych akcjach wezwań do fałszywych alarmów, a media, mając te informacje z własnych źródeł, powinny je pomijać lub przeredagowywać. Zamiast pisać "trwa alarm bombowy na Dworcu Centralnym", równie dobrze można napisać, że od godziny 10 Dworzec Centralny z powodów technicznych jest zamknięty - jeśli ktoś już ma potrzebę realizowania misji (choć też nie wiem, po co, bo większości ta informacja nie jest do niczego potrzebna, a ci, którzy akurat gdzieś jadą, dowiedzą się o wszystkim na miejscu od właściwych służb). Młody dziennikarz na dyżurze reporterskim już pierwszego dnia powinien usłyszeć, "ale wiesz, Damian, o tym nie piszemy, chyba, że tam faktycznie będzie bomba".
Czy to pomoże? Powinno - jakaś połowa fałszywych alarmów bombowych od razu zniknie. Odpowiedzialne podejście do tematu mają media niemieckie czy francuskie, i tam takich zdarzeń jest o połowę mniej niż w Polsce, choć są to kraje od Polski znacznie ludniejsze.
Oczywiście, poza "żartownisiami" szukającymi medialnej podniety są też fałszywi bombowi załatwiacze problemów. Ktoś chce odwlec klasówkę w szkole czy rozprawę w sądzie - nic prostszego niż zadzwonić i zgłosić bombę. Ale i o tych przypadkach nie należy informować, i bardzo szybko liczba takich pomysłów spadnie. Zamiast pisać "rozprawa w sprawie Amber Gold została wstrzymana do 14 w związku z fałszywym alarmem bombowym" równie dobrze można napisać "z powodów technicznych sąd przesunął rozpoczęcie rozprawy na godz. 14".
A że na fejsie czy twitterze jacyś pajace się będą ekscytować ewakuacją? SFW? Dojrzała redakcja na pytanie internetowego Seby "łohohoho, CĘZÓRA! czemu ukrywacie info o BĄBIE NA DWORCU?" odpowiada "dzień dobry, Szanowny Panie, dziękujemy za zgłoszenie, lecz nie jest zgodne z polityką redakcji informowanie o fałszywych alarmach bombowych, dziękujemy i do widzenia". Media mainstreamowe powinny taką postawę stosować i lansować, pozostałe prędzej czy później się dostosują, zwłaszcza jeśli odczują różnicę w traktowaniu przez służby (aaa, to wy jesteście ten portalik, co zawsze musi o bombie napisać, no to nie, nic ciekawego się nie wydarzyło).

Wyszukiwarka Google poproszona o wskazanie "false bomb alarm" lub "fake bomb alarm" pokazuje na The Guardian w ciągu ostatniego miesiąca zero takich wiadomości, o jakich piszę - że gdzieś ewakuowano sąd czy metro, bo jakiś ciul zadzwonił. W Wyborczej przeszukanej na okoliczność "fałszywego alarmu bombowego" znalazłam w ciągu miesiąca 26 wiadomości, wałkowanych na wszystkie strony, z Warszawy, Szczecina, Kielc, Trójmiasta, itd.
Karą za wywołanie fałszywego alarmu jest więzienie, nawet do 8 lat. Policja dosyć często namierza "żartownisiów", ale, tak z ręką na sercu, ile pamiętacie z ostatnich dni doniesień o fałszywych alarmach, a ile relacji z sali sądowej, gdzie ktoś dostał te, powiedzmy, 6 miesięcy za taki alarm? Żeby napisać o fałszywym alarmie, wystarczy medialny Seba klepiący w komputer. Żeby napisać o rozprawie, trzeba by ruszyć leniwe dupsko z redakcji i iść do sądu, i odsiedzieć tam ze trzy godziny. Stąd macie zalew informacji, z których dodatkowo wyłania się sugestia bezkarności.
Kiedyś ponury PRLowski żarcik mówił "nie wiem, co w życiu robić, może zostanę nauczycielem", a dziś, jak okiem sięgnąć, kształcą się tysiące młodych ludzi, którzy chcą zostać dziennikarzami, a robotę tę wyobrażają sobie jako informowanie świata o każdej swej bździnie umysłowej. Nie wiem, jak Wy, ale ja ani nie chcę za to płacić, ani nie oczekuję takiego "serwisu" nawet za darmo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz