Dziś blog wspiera:

piątek, 4 marca 2016

W prawe oko: zwykła historia niemiecka

W dzisiejszej dyskusji o teczkach, agentach i zdrajcach w PRL dominuje ton raczej siermiężno-cebulasty, jakby w donoszeniu chodziło o to, kto dostanie talon na kalesony albo kto zawódł kolegów. Prawicowcy pieją sromotę, rwąc kłaki z klaty, jak on mógł tak zdradzić kolegów. Lewicowcy i liberałowie mówią, hola, hola, przecież nic się nikomu nie stało, ta cała komuna nie była na poważnie. A ponieważ wśród tych ostatnich dominuje głos pokolenia biorącego filmy Barei za dokumenty z epoki, mam potrzebę opowiedzenia pewnej historii z sąsiedniego, chyba bardziej zachodniego i "cywilizowanego" niż PRL kraju.

Peter Fechter nie mógł wspominać szczęśliwego dzieciństwa. W dniu, kiedy się urodził, 14 stycznia 1944, Armia Czerwona rozpoczęła operację leningradzko-nowogrodzką, odrzucając w efekcie wojska niemieckie o 60-100 km od Leningradu.
220pxPeterFechterPassbild1Berlin’44, w którym się Fechter urodził, nie był jeszcze dymiącą kupą gruzów, choć do tego dnia w rozpoczętych w listopadzie 1943 roku masowych nalotach już zginęło 4000 berlińczyków, 10 tys. było rannych w wyniku nalotów, 450 tys. ludzi było bez dachu nad głową. Nie wiem, w jakich warunkach mały Peter dożył pierwszych urodzin, ale w styczniu 1945 mogło być tylko gorzej. Setki amerykańskich bombowców przylatywały w biały dzień, bo Amerykanie, nawet kosztem dużo wyższych strat, woleli dobrze trafiać. Setki bombowców brytyjskiego RAF pojawiały się nocą - Brytyjczycy woleli po prostu masowo bombardować, wywołując przy okazji burze ogniowe, a liczyli przy tym na mniejsze straty. Nie, żebym się wzruszała nad jego rodziny ciężkim losem, widziały gały, co brały (na Wodza Rzeszy).
Pod Berlin w końcu podeszli Sowieci, katiusze, artyleria i czołgi burzyły dzielnicę po dzielnicy, jakoś w tym wszystkim Frau Fechter dała radę półtoraroczne dziecko uchronić przed śmiercią od głodu, bagnetu, bomby, tyfusu. Powojenny podział Berlina na strefy okupacyjne, blokada Berlina i most powietrzny z 1946, no, nie, nie mógł tego pamiętać. Może dopiero powstanie robotników berlińskich z lata 1953, rozjechane przez sowieckie tanki broniące komunisty Grotewohla, miał wtedy już 9 lat, to mogło być jedno z pierwszych wspomnień młodości.
Skończył szkołę i został Fachmannem - murarzem. Kiedy w 1961 władze NRD postanowiły zbudować „antyfaszystowski wał ochronny”, czyli zamknąć obywatelom Berlina drogę na Zachód budując mur berliński, Fechter nie brał udziału w jego budowie, ale rok później, kiedy uznano, że prosty mur nie wystarcza, miał mieć swoje 5 minut w historii.
***
Władze NRD pierwotny mur między sowiecką, a francuską, amerykańską i brytyjską strefą okupacyjną Berlina stawiały w zasadzie na granicy, na jej obrysie, tam, gdzie to było technicznie wykonalne. Tak postawiony mur miał jedną istotną wadę - mogli się pod nim przechadzać spragnieni wolności ludzie, wyczekując na moment, kiedy nikt nie patrzy, a potem wspiąć się na mur i zniknąć w Berlinie Zachodnim. Ta wada stała się oczywista już w kilka miesięcy po postawieniu muru - trzeba było uniemożliwić ludziom podchodzenie do niego. W odległości 10-20 m od muru już niebawem zaczęto stawiać drewniane kozły ze zwojami drutu kolczastego. Teraz uciekinier musiał jakoś przeskoczyć drut kolczasty, by znaleźć się na pasie pustej ziemi, którą musiał dobiec do właściwego muru.
Ponieważ jednak sam drut kolczasty ani nie wygląda atrakcyjnie, jak na symbol sukcesu przodującego ustroju szczęśliwości ludowej, ani nie jest aż tak bardzo skuteczny, wiadomo było, że trzeba po prostu postawić drugi mur. Przestrzeń między murami miała się stać czymś w rodzaju ziemi niczyjej, strefy śmierci, kanionem zagłady.
Jednym z murarzy budujących ten drugi, wewnętrzny mur miał zostać Peter Fechter.
***
Peter Fechter budował mur na ul. Zimmerstarsse wraz z kolegą Helmutem Kulbeikiem, niedaleko słynnego przejścia granicznego Checkpoint Charlie. Miał 18 lat, był sierpień 1962 roku, mur staraniem jego murarskich rąk rósł, a Peter i Helmut zrozumieli, że jak skończą robotę, klatka się zatrzaśnie na amen. Schowali się więc w stojącej przy murze, po wschodniej stronie, szopie z narzędziami i obserwowali przez okno, kiedy znikną patrole pilnujące tego odcinka. Następnie wydostali się przez okno na „pas śmierci”, przebiegli go i zaczęli się wspinać na dwumetrowy mur po zachodniej stronie. Był 17 sierpnia 1962, i naprawdę nie mogli wybrać gorszej chwili.
Kulbeik wspiął się na mur, poranił się nieco na wieńczącym go drucie kolczastym, ale spadł na zachodnią stronę i był wolny. Fechtera zauważyła straż graniczna NRD i otwarła ogień. Został ranny w miednicę i biodro. Spadł po wschodniej stronie muru.
1403833x2original
Leżał, krwawiąc, pod murem. Policjanci zachodnioberlińscy próbowali mu rzucić bandaże, żeby próbował zatamować krew, ale właściwie od razu stracił jej tyle, że nie był w stanie sobie pomóc. Wzdłuż muru po zachodniej stronie ustawiali się zachodni berlińczycy, patrzyli w dół, na konającego chłopaka leżącego w coraz większej kałuży krwi i krzyczeli „Mordercy!” Jednostki US Army, które pojawiły się w okolicy, lornetując miejsce zdarzenia, usłyszały rozkaz „trzymać się z dala, nic nie robić”. A pogranicznicy NRD, widząc nad murem policję zachodnioberlińską i umundurowanych żołnierzy amerykańskich, bali się wejść pod mur i Fechtera wyciągnąć. Musiał tam leżeć i musiał się wykrwawiać przez przeszło godzinę, aż umarł; dopiero wówczas milicja i wojsko NRD zabrało jego ciało na wschodnią stronę.
***
Policja i straż graniczna NRD wynosi ciało Petera Fechtera ze strefy śmierci.

Peter Fechter nie wiedział, bo wiedzieć nie mógł, że w głowach służb granicznych NRD od trzech dni tkwi trauma i przerażenie. Ta trauma nazywała się Rudi Arnstadt. Dlatego nie ruszyli się, by mu pomóc.
***
Rudi Arnstadt urodził się w roku 1926, był więc w 1962 o równe 18 lat starszy od Petera Fechtera, co nie zmienia faktu, że jego młodość była równie nędzna. Wyrastał w rodzinie zastępczej w Erfurcie, w Turyngii, jego przybrani rodzice byli aktywistami Komunistycznej Partii Niemiec. W 1939 miał dopiero 13 lat, ale w 1943 już 17, więc trafi do Wehrmachtu i na front wschodni. Kiedy Peter Fechter mógł świętować pierwszy Geburstag, Rudi Arnstadt wiedział już, że wiara w Tysiącletnią Rzeszę była przereklamowana.
Po wojnie i okresie niedługiej niewoli pracował jako robotnik, ale w 1947 roku wstąpił do enerdowskiej partii komunistycznej SED, a dwa lata później dostał posadę w straży granicznej NRD. Sam będąc dzieckiem wychowywanym bez rodziców, stracił dzieci po rozwodzie. Z drugą żoną osiadł w Weisenfeld, niewielkiej wiosce na niemiecko-niemieckiej granicy, skąd całe rodziny wiały na Zachód, więc w pewnej chwili władza ludowa zaczęła pozwalać na zamieszkanie tam tylko najbardziej sprawdzonym bojownikom komunizmu. 
titleKariera Rudiego w Grenztruppen rozwijała się dynamicznie i już po kilku latach awansował do stopnia kapitana oraz dostał pod swoją komendę całą kompanię tzw. pionierów. Nie byli to, jak mogą sądzić pobieżni znawcy dziejów komuny, pionierzy w rozumieniu komunistycznej młodzieżówki, lecz ciężka piechota o specjalizacji inżynieryjno-saperskiej. 
Mówiąc inaczej, jednostka Rudiego budowała umocnienia na granicy niemiecko-niemieckiej i pilnowała, by lud roboczy nie przejrzał na oczy i nie nawiał w jarzmo kapitalistycznej opresji. 
Ponieważ Rudi pochodził z Erfurtu, który jest stolicą landu Turyngia, i ponieważ większość jego kariery oraz życia rodzinnego była związana z tymi stronami, skierowano go na najtrudniejszy, najważniejszy, najbardziej prestiżowy odcinek - Lukę Fuldy.
***
Luka Fuldy, powszechnie znana na świecie pod nazwą Fulda Gap (i nie chodzi tu o lokalny sklep z odzieżą popularnej marki), w samej NRD była bardziej znana jako Turyński Balkon. Gdyby kiedykolwiek miało dojść do Trzeciej Wojny Światowej, natarcie wojsk Układu Warszawskiego na Zachód musiałoby odbywać się dwoma głównymi drogami - Niziną Północnoniemiecką - i przez Fulda Gap, czyli Lukę Fuldziańską. Luka Fuldziańska to dwa wąskie przesmyki pomiędzy samotnym pasmem Vogelsbergu na styku wschodnioniemieckiej Turyngii i zachodnioniemieckiej Hesji. Gdyby udało się nimi przerzucić masy wojska i oddziały pancerne, wojna mogłaby się zakończyć w miesiąc. Sowieckim zwycięstwem.
gap2
To najkrótsza droga prowadząca z sowieckich baz w NRD do Francji, przez finansowe centrum zachodniej Europy - Frankfurt nad Menem, a po drodze można zagarnąć Mannheim, Koblencję czy Bonn. Dlatego to w Turyngii stacjonowała najsilniejsza, 8 Gwardyjska Armia sowiecka, a garnizony czerwonoarmistów rozsiane były co kilkanaście kilometrów. Także dlatego przez całą zimną wojnę rząd Bundesrepubliki trzymał główne zapasy złota w USA, ponieważ po prostu obawiano się, że w przypadku ataku na Fulda Gap skarbiec federalny we Frankfurcie wpadłby w łapy Sowietów w trzy dni.
Ale najważniejszym chyba strategicznym punktem, klejnotem w koronie dla sowieckich sztabowców, była Rhein-Main Air Base, potężna baza lotnicza US Air Force we Frankfurcie, zwana Gateway to Europe, „Bramą do Europy”. To tu, w razie wojny światowej, miały siadać amerykańskie transportowce z zaopatrzeniem i wsparciem dla walczącego frontu. Zajęcie tej bazy w dwa-trzy dni odcinałoby to wsparcie skutecznie.
***
FM2320NextPrzewaga sowiecka w rejonie Fulda Gap była zatrważająca. Co prawda Amerykanie po swojej stronie granicy wystawili V Korpus, złożony w głównej mierze z sił pancernych, ale sowiecka 8 armia gwardii miała ośmiokrotną przewagę w artylerii, a pięciokrotną w piechocie i w czołgach. By ją zniwelować, Amerykanie wprowadzili na uzbrojenie V Korpusu lekkie bezodrzutowe działa jądrowe Davy Crockett , strzelające na 4 km pociskami jądrowymi o mocy do 20 ton TNT - drużyna amerykańskich piechurów pod dowództwem podporucznika mogła zgładzić cały sowiecki batalion czołgów, a promieniowanie wywołane takim ostrzałem powodowało, że strefa skażona nie nadawała się do zajęcia przez co najmniej 48 godzin, dając szansę na dociągnięcie posiłków. Skuteczną próbę jądrową z pociskiem do Davy Crocketta przeprowadzono, trzeba trafu, miesiąc przed śmiercią Petera Fechtera, w lipcu 1962 na poligonie w Nevadzie. Davy Crockett nie było działem zbyt celnym, ale kaman, jakie znaczenie ma 100 metrów w tę czy w tamtą, jak walisz atomówką i zaraz możesz poprawić.
davy_crockett_usarmy
Dodatkowym zabezpieczeniem miały być miny jądrowe, zakopane w korytarzu Fulda Gap, a także wprowadzane nieco ponad dekadę później coraz wymyślniejsze bronie do niszczenia oddziałów pancernych, jak samoloty szturmowe A-10 Thunderbolt czy śmigłowce Apache, które tutaj właśnie wchodziły do służby.
***
Cały ten rejon był więc wielkim, atomowym polem minowym, i to dosłownie. Na atomowe pole minowe wysłano gorliwego obrońcę komunizmu, 36-letniego kapitana Rudiego Arnstadta, i jego kompanię inżynieryjno-saperską Straży Granicznej NRD.
Rudi ze swoimi ludźmi pojawił się na podsuszonej sierpniowym słońcem łące, w rejonie punktów granicznych Setzelbach - Wiesenfeld, łagodnie wznoszącej się w stronę RFN, porankiem 14 sierpnia 1962 roku. Zupełnie jak Peter Fechter w tym samym czasie w Berlinie mieli poprawić zabezpieczenia graniczne: dotychczas był to zwykły drewniany płot z drutem kolczastym, ale władza DDR miała ambitniejsze plany, miały tu powstać porządne betonowe słupy z drutem kolczastym pod prądem, betonowy płot, zasieki i wieże strażnicze. Żołnierze Arnstadta zaczęli wbijać paliki (dyskusyjne jest, czy we właściwych miejscach, ale dla tej narracji to drugorzędne), kiedy pod drugiej stronie łąki pojawił się, zwabiony sygnałem wywiadowczym od US Army, dwuosobowy patrol zachodnioniemieckiej Federalnej Straży Granicznej (Bundesgrenzschutz, BGS). Niemcy zachodni dowiedzieli się, że coś się dzieje, i postanowili przyjechać, żeby to coś obejrzeć. Kiedy zobaczyli na miejscu żołnierzy wschodnioniemieckich, postanowili podejść bliżej granicy - wiedzieli, że w takich sytuacjach młodzi enerdowcy mogą zdecydować się na ucieczkę i dezercję, licząc, że na oczach sił RFN koledzy nie będą im strzelać w plecy.
Rudi na widok funkcjonariuszy BGS, się wściekł, wyjął pistolet i strzelił w ich stronę, raczej wysoko nad głowami. Chciał chyba się popisać, jaki to z niego twardziel, a równocześnie nikogo raczej nie chciał zabijać, ot, zwyczajna pokazówka młodego, nabuzowanego hormonami sołdata. Kapitan BGS Meißner padł na ziemię, chowając się przed ostrzałem. Niestety, młody Oberjäger BGS chyba nie przejrzał tej konwencji enerdowskiego pogranicznika - kiedy zobaczył, że tamten po raz kolejny celuje z pistoletu, podniósł do ramienia kolbę karabinka szturmowego FN FAL i, jak to mówią potem raporty, „odpowiedział ogniem”. Strzelił raz; standardowy pocisk NATO 7,62x51 trafił Rudiego Arnstadta w prawe oko. Potem jeszcze przez chwilę trwała chaotyczna wymian ognia, żołnierze wyciągnęli Arnstadta do gazika i ruszyli po pomoc, ale po chwili zmarł w samochodzie.
image639256breitwandaufmacheravtg639256
***
Władze NRD się wściekły, zaczęto mówić o morderstwie, prowokacji bońskich ultraprawicowców, zorganizowano niesamowitą pokazówkę: „siepacze Bundesrepubliki mordują miłujących pokój enerdowskich policjantów i żołnierzy”. To dlatego trzy dni później wykrwawiający się pod berlińskim murem Peter Fechter po prostu musiał umrzeć - sparaliżowani paradoksalnie skuteczną propagandą o mordercach enerdowscy pogranicznicy bali się, że gdy po niego pójdą, policjanci z Zachodniego Berlina ich zabiją.
dapd00082609
Rudi Arnstadt został bohaterem NRD. Powstały chóry imienia Rudiego Arnstadta, szkoły podstawowe imienia Rudiego Arnstadta, domy wypoczynkowe imienia Rudiego Arnstadta oraz, co oczywiste, oddziały straży granicznej imienia Rudiego Arnstadta. 
Media zachodnie sprawą zabicia Rudiego Arnstadta zajmowały się całe półtora dnia, od ujawnienia faktu w dniu 15 sierpnia, do zabicia, no właśnie, Petera Fechtera 17 sierpnia. Śmierć Fechtera w zasadzie w mediach unieważniała tamten strzał na granicy.
***
de.hr.cms.servlet.IMS
Człowiek, który zabił Rudiego Arnstadta, w dokumentach śledztwa prowadzonego przez rząd RFN oficjalnie został nazwany jedynie „oberjäger P.”, czyli starszy strzelec P. Rząd zachodnioniemiecki nie ujawnił jego tożsamości, w obawie przed odwetem, jaki mógłby go spotkać ze strony agentów Stasi, polujących na „mordercę wschodnioniemieckiego bohatera”, mogła też ucierpieć jego dalsza rodzina mieszkająca w NRD. Media zachodnie trochę się z tej szpiegomanii podśmiewały. W 1970 roku, bojąc się, że w końcu któryś z kolegów ze służby granicznej RFN wypaple coś agentom NRD, zwolnił się ze służby i założył prywatną działalność taksówkarską. W 1986 wystąpił w programie dokumentalnym w heskiej TV, ale jego twarz była zamazana. Kiedy w 1990 wybuchło niemieckie zjednoczenie, dochodził przez prawników, czy wydany na niego zaocznie wyrok 25-letniego więzienia w NRD przypadkiem nie zostanie w takiej sytuacji wykonany. Okazało się, że nie.
***
Kim jest, ujawnił on sam dopiero w roku 1993. Wystąpił znów w telewizji, już pod swoim własnym nazwiskiem. Okazało się, że nazywa się Hans Plüschke, i że w momencie zabicia Rudiego miał 23 lata. Był też, jak Peter Fechter, z zawodu murarzem, zanim został pogranicznikiem, a potem taksówkarzem. W 1997, w 35. rocznicę incydentu granicznego, znów wystąpił w mediach - mówił o latach życia w ukryciu, o ciągłym poczuciu zagrożenia, o nierozstawaniu się z bronią. Mówił to z ulgą - NRD nie istniała, Stasi nie istniała, oswajał się z poczuciem bezpieczeństwa.
image639268galleryV9pnvv639268
15 marca 1998, 36 lat po śmierci 36-letniego Rudiego Arnstadta, ktoś wezwał jego taxi w okolice dawnej niemiecko-niemieckiej granicy, kilka kilometrów. od Wiesenfeld, rodzinnej wioski Rudiego. Nad ranem zawiadomiono policję, że na szosie federalnej B 84 w pobliżu dawnej granicy RFN-NRD stoi opuszczona taksówka, budyniowe BMW, z otwartymi drzwiami, i że około 70 metrów od niej leży ciało mężczyzny. Policja przybyła na miejsce stwierdziła zgon Hansa Plüschke. 
Zabójca strzelił mu w prawe oko.
Sprawców do dziś nie odnaleziono.
Nachtrag.Mauerfall.8002

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz