Choć pamięć ludzka idealizuje przeszłość, prawda jest brutalna - Polska Ludowa była biednym krajem, a jej „osiągnięcia” były żałosne na tle przeciętnej gospodarki zachodniej. Jednym z takich mitów, które przechowuje pamięć, są fałszywe smaki PRL - te cudowne wedlowskie czy wawelskie czekolady, te delicje, którymi zachwycał się rzekomo cały świat, te wędliny „jak za Gierka”, ta dźwignia polskiego eksportu, jakim było ciasteczko „Prince Polo”.
Czytający to dzielą się dziś na dwie grupy - tych, którzy tamte czasy mniej więcej świadomie pamiętają, czyli urodzonych przed 1975, i młodszych, którzy bezkrytycznie przyjmują wszystko, co zobaczą i usłyszą, a pełne przerysowań i fikcji popularne komedie peerelowskie traktują jak filmy dokumentalne z epoki. Pierwsi idealizują przeszłość z prostego powodu - wtedy byli młodsi i wszystko z tej perspektywy wyglądało lepiej. Drudzy nie mają o faktach pojęcia, więc muszą łykać wszystko, co im ci pierwsi opowiadają.

Niewinna delicja to było cholernie ideologiczne ciasteczko.
***
Kiedy Gierek doszedł do władzy, musiał znaleźć pomysł na wydobycie z zacofania biednego, peryferyjnego, rolniczego kraju z doczepioną na siłę monokulturą ciężkiego przemysłu stworzonego na potrzeby wojny - i ciężkiego przemysłu. Tak, to nie błąd, 30% produkcji kopalni szło na potrzeby energetyki i hut; 30% produkcji hut szło na potrzeby górnictwa i energetyki; 30% produkcji energetyki szło na potrzeby hut i kopalni. Miliony ludzi w przemyśle pracowało codziennie w pocie czoła, nie produkując niczego na potrzeby tego rynku, no bo jakie zapotrzebowanie ma przeciętny obywatel na lokomotywy spalinowe, mosty kroczące albo zmechanizowane obudowy górnicze. Ludzie zarabiali jakieś papierowe pieniądze, z którymi wracali do domu i nie bardzo mieli co za nie kupić; nieliczne fabryki produkujące dobra rynkowe wypuszczały ciągle za mało telewizorów, radioodbiorników, dywanów, spodni.

W dziedzinie produkcji żywności w ówczesnej Polsce, kraju zasadniczo rolniczym, było jeszcze gorzej. 80% mieszkających na wsi ludzi nie produkowało żywności na potrzeby inne niż swoje; a mieszkała na wsi wówczas połowa populacji. Jedynym stale dostępnym produktem o dużej trwałości, który zawsze można było wymienić na pieniądze, była wódka, więc naród zarobione złotówki wydawał na nią, a wszystkie wsie, miasteczka i miasta były przy każdej wypłacie pełne pijanych ludzi, zataczających się, bijących pod knajpami, leżących na ławkach, skwerach i chodnikach.
Taki to zabawny kraj był.
***
Pomarańcze do Europy sprowadzili krzyżowcy. W XII wieku były znane w rejonie Morza Śródziemnego, jako gorzkie owoce używane przez możnowładców do celów medycznych. Krzyżowcy spotkali się z nimi oczywiście na terenach Anatolii, Edessy, Palestyny - arabscy kupcy przywieźli je kilkaset lat wcześniej z Chin i mozolnie próbowali udoskonalić. W 1199 pojawili się goście z czerwonym krzyżem na sztandarach i zaczęli się tymi pomarańczami zażerać.
***

I tam go znaleźli obrońcy wiary chrześcijańskiej.
***
Krzyżowcy byli ważnym, ale jednak epizodem w dziejach pomarańczy. Kiedy templariusze i joannici wozili ją z Palestyny do Francji, francuscy i hiszpańscy rycerze odkrywali ją rosnącą na stokach Andaluzji, uprawianą od 700 lat w kalifacie Kordoby. Rekonkwista zakończyła się w XV w. między innymi przejęciem wielkich arabskich gajów cytrusowych na Półwyspie Iberyjskim. Pomarańcze, nadal w Europie wściekle drogie, zaczynały się przynajmniej stawać znane. Niderlandzcy malarze umieszczali je na obrazach, a hiszpańscy podróżnicy zawieźli je do Ameryki, gdzie zaczęły się nadzwyczajnie udawać, a pierwszym miejscem zaoceanicznych upraw stała się Hispaniola. W XVIII wieku zaczęto je uprawiać na Hawajach - dalej się zawlec pomarańczy już nie dało, bo dalej są już Chiny.
***
W Palestynie, będącej częścią Imperium Osmańskiego, arabscy rolnicy eksperymentowali. Dostarczali pomarańczom wodę, przycinali drzewka, eliminowali słabe egzemplarze, walczyli z chorobami drzew. Palestyńskie pomarańcze, zwane shamouti, w XIX wieku zaczęły się odróżniać od innych szczepów. Skórka stała się gruba, łatwa do zdjęcia, ale doskonale chroniąca owoc w transporcie i umożliwiająca długie, bardzo długie przechowywanie nawet w gorącym klimacie. Pestki poznikały - w jednej pomarańczy shamouti trafiało się ich ledwie kilka, podczas gdy w innych pomarańczach było ich po 30-50. Pomarańcze zyskały na soczystości i stały się bardziej słodkie. A w połowie XIX w. na morza i oceany wypłynęły parowce.
Parowce okazały się kluczowe dla sukcesu. Dowiezienie ładunku pomarańczy z portu w Jaffie do Londynu czy Rotterdamu trwało teraz kilkanaście dni, zamiast kilku tygodni. Ceny zaczęły gwałtownie spadać, w drugiej połowie XIX w. pomarańcza jest już masowo dostępna dla przeciętnego mieszkańca zachodniej Europy. Kiedy Gierymski w 1880 maluje w Warszawie biedną żydowską przekupkę handlującą pomarańczami, ten owoc jest już symbolem powszechnie dostępnej, taniej witaminy C.

***

Rząd brytyjski rozpoczyna akcję dywersyjną. W Palestynie, w której ludność arabska ma dosyć panowania Turków, pojawia się „Lawrence z Arabii” i obiecuje Arabom niepodległą arabską Palestynę, jeśli pomogą w walce i zaangażują znaczące siły tureckie. Ponieważ od XIX w. Palestyna stanowi cel emigracji żydowskiej z Europy, Lawrence spotyka się z przedstawicielami mniejszości żydowskiej - i obiecuje im stworzenie żydowskiej Palestyny. Musi cholernie dbać, żeby się jedni z drugimi nie spotkali i żeby przypadkiem się nie zgadało.
***
Żydowscy osadnicy przybywający na teren Palestyny od drugiej połowy XIX w. mijają się w portach ze
skrzyniami wyjeżdżających do Europy pomarańczy. Pomarańcze to coś, co znają z Europy, więc część z nich po przyjeździe postanawia zająć się tym biznesem. Organizują firmy handlowe, magazyny, skup, zakładają wielkie gaje pomarańczowe, wprowadzają przemysłowe metody uprawy. Centrum upraw skupia się wokół portu w Jaffie, skąd pomarańcze wyruszają w świat. Pomarańcze shamouti stają się znane jako pomarańcze Jaffa.

***

Brytyjczycy kluczą. Wyłączają tereny za rzeką Jordan i tworzą arabskie królestwo Transjordanii, nagradzając tronem wiernych im szejków.
(Tu pozwolę sobie na mały wtręt osobisty - przed laty poznałam fajną laskę z Jordanii, Ranię al-Jasin, miałyśmy okazję coś tam wspólnie robić dla Apple, więc foty z konferencji, wspólne kolacje w Paryżu itd. Chyba nawet mam telefon do niej, ale wątpię, by odebrała. Teraz nazywa się Rania al-Abd Allah i jest królową Jordanii).
***
Brytyjczycy ścigają się z czasem, chcąc zbudować jakąś wspólną, żydowsko-arabską państwowość na terenach Palestyny. Blokują żydowską imigrację, która nieustannie zmienia proporcje ludnościowe, a równocześnie próbują wesprzeć gospodarkę. Znoszą cła i pomarańcze Jaffa zalewają rynek brytyjski. Jest ich tak dużo, że pojawiają się przetwory, marmolady, susz ze skórek, galaretka pomarańczowa.

***

I nie patentuje ich.
***

***
W 1971 w Polsce jest co prawda 26 lat po wojnie, ale w biednym, zapomnianym, peryferyjnym kraju pomarańcze są luksusem (bo trzeba by je za granicą kupić za dewizy, a dewiz potrzebujemy na budowę lokomotyw). Kiedy nastaje Gierek, jego ekipa wymyśla prosty plan gospodarczy. Należy zaciągnąć kredyty na Zachodzie; za te kredyty postawić w Polsce zakłady produkujące na rynek masowy: rowery, sprzęt RTV, samochody, żywność, odzież, wszystko. Ponieważ jest masowe ssanie na w zasadzie, no właśnie, wszystko, większość produkcji uda się sprzedać bez problemu na rynku krajowym, a nadwyżki będziemy eksportować i zdobyte w ten sposób dewizy posłużą do spłaty kredytów. Ten plan być może miał szansę działać, choć celowość zakupu różnych licencji była dyskusyjna.


Nazwa.
***

Tak powstały „delicje”.
***
Polak za komuny miał niewiele powodów do dumy z własnego kraju, ale jak już miał szansę gdzieś paczkę delicji „upolować”, „załatwić”, „skombinować”, to mu się wydawało, że, panie, te ciastka to nam się udały, niebo w gębie, na Zachodzie takich nie majo. Rzeczywiście, jak Polak próbował cudzoziemcowi wytłumaczyć te cuda, że polisz ham, princepolo, klobasa i dilajszje, to nikt nie rozumiał, noł, noł, łi dont hew dilajszje in ze Łest.
***

Straciliśmy symbol, ale pojawiły się masowo Jaffa cakes na rynku. Pojawiły się tanie i wszędzie dostępne pomarańcze, a w końcu nawet do Polski wróciła „Pomarańczarka” Gierymskiego. Mogę za to oddać złudzenie, że delicje były czymś wyjątkowym.
***
Nie chce mi się już pisać o innych zabawnych aspektach pomarańczy Jaffa i ciasteczek Jaffa, wspomnę tylko, że pierwsze są symbolem bojkotu produktów z okupowanego Zachodniego Brzegu, a drugie były m.in. podstawą długiego boju o wykładnię VAT, żeby udowodnić że ciastka Jaffa to nie ciastka. Po prostu, przegryzając ciasteczkiem Jaffa, pomyślcie, jak skomplikowaną drogę przeszło, zanim do Was trafiło. Smacznego.
Czy potrzebujesz pożyczki o oprocentowaniu 3%? jeśli tak, zainteresowani kandydaci powinni skontaktować się z nami w celu uzyskania szybkiej i łatwej pożyczki bez depozytów zabezpieczających.
OdpowiedzUsuńE-mail: atlasloan83@gmail.com
Hangout: +1 (443) -345-9339
WhatsApp: +1 (443) -345-9339
Lubię takie artykuły.
OdpowiedzUsuń